Mama w niebie


Poszła mama do nieba, taka trochę zdziwiona. Że raj? I anioły? Że ma być zbawiona? Jak to - wieczne szczęście? I bólu nie będzie? Zmartwień i rachunków,  bałaganu wszędzie? Mimo grzechów, złości, gniewu i zwątpienia, czy Bóg ma w jej życiu coś do powiedzenia? 

A Bóg, jak ma w zwyczaju, wita swoich gości:

- Zdałaś, moja mała, egzamin z miłości. 

- Z miłości? Egzamin? Jak?

- Już mówię, czekaj. Po to też na ziemię wysyłam człowieka, by nauczył się kochać mimo przeciwności. Człowiek powołany jest wszak do miłości. 

- Ale przecież klęłam...

- Bo ci ciężko było. Mimo to walczyłaś i to była miłość.

- No a zazdrość?

- To ludzkie. Zdarza się najlepszym. Nawet święty, nim święty, też coś przecież spiep…

- Ychm... - Święty Piotr subtelnie dokończył to zdanie. 

- Grunt to wierzyć, kochać,  wykonać zadanie. Ja matki posyłam przecież do kochania.

- I prania, sprzątania, no i gotowania... -  Święty Piotr z przekąsem zaśmiał się pod nosem nad matyczynym niełatwym, a typowym losem.

- Piotrze, jak cię lubię....

- Już, już milczę, Panie. Mówię tylko - niełatwe dałeś im zadanie. Mnie też przecież nieraz dusza z bólu drżała, gdym na ziemi mieszkał. A zwą mnie wszak Skała.

- Prawdziwe diamenty pod presją powstają. A kobieta, mówię, już się rodzi skałą. Kamieniem węgielnym dla rodziny każdej. Szlifowanym w bólach. Test z miłości wszakże nie jest łatwy bo kochać to wyrzec się siebie. Ufać mimo bólu. Trwać, gdy ktoś w potrzebie.

- Ale ja naprawdę zawaliłam srodze. Pamiętasz ten miesiąc, kiedy po rozwodzie, piłam i mówiłam, że cię wcale nie ma? I że o mnie nie dbasz?

- Trzęsła ci się ziemia. Ale się podniosłaś, gdzie iść - nie wiedziałaś i do mnie o pomoc po nocach wołałaś, gdy dzieci już spały, żeby nie widziały jak ci ciężko…

- Ciężko. Wszystko się kończyło.

- A ty rosłaś w siłę.  I to była milość.

- No a po wypadku, gdy tak chorowałam? Cierpliwości, wiary wcale już nie miałam. Pamiętasz? Mówiłam, że w ciebie nie wierzę, że mam dosyć, basta...

- Oj tak, mówiąc szczerze. Ale znów walczyłaś, znów się nie poddałaś. Mimo bólu, strachu.  A to właśnie wiara. 

- Ja nic nie rozumiem...

- I wcale nie musisz. Grunt, że życie przeszłaś tak, by do mnie wrócić. 

- Lecz może je mogłam jakoś lepiej przeżyć?

- Przestań wreszcie, mała.  Co, Bogu nie wierzysz? Powołałem matki do zadań specjalnych. Do dawania życia, do spraw niebanalnych. Wysiłków nadludzkich i pracy nad sobą. Do bycia przykładem,  gwardią honorową, inspiracją, wsparciem, ręką, nogą, sercem, wytrychem, gdy dla dziecka jakieś drzwi zamknięte. Drogowskazem, gdy błądzi i przystanią ciepłą, kiedy trudy życia mu skrzydła podetną. Do kochania bez "ale", nieważne co było. Teraz już rozumiesz?

- Tak. Ja JESTEM miłość.


_______

Autorka: Karol, matka, która pojdzie do nieba, choćby i nawet nigdy nie została papieżem.


🇬🇧 And here in English:

https://k-kreative.co.uk/blog/f/mum-in-heaven?blogcategory=POEMS


Komentarze