Kawa z Panem Bogiem

 


- I wiesz co? Czasem serio nie wiem o co ci chodzi..  przez te wszystkie ciężkie sytuację muszę przechodzić, nie rozumiem po co, zmęczona już jestem... - powiedziałam Bogu, robiąc mu miejsce na kanapie, bo chciał się przysiąść. 

- A bo ty to byś wszystko chciała wiedzieć tak zaraz. To moja robota, ja jestem Bogiem. Wiesz jak ciężko pomieścić wszystko co było, jest i będzie w głowie? A jeszcze wiedzieć dlaczego tak?? - założył nogę na nogę i upił kawy. - Dobra. Mocna. 

-No ja ci strasznie współczuję... wolałbyś zapewne dostawać po dupie, nie rozumiejąc dlaczego... - sarknęłam znad mojego kubka. 

- Ha!! Też mocna. I dobra! Taką cię właśnie stworzyłem. Pyskatą ale silną jak... no. Właśnie cię miałem porównać do parowozu, ale to by chyba źle zabrzmiało - zachichotał nie po bożemu. - A odpowiadając na twoje pytanie, mała... nie możesz wszystkiego wiedzieć. Bo wtedy byś nie nauczyła się ufać i wierzyć. A zaufanie pozwala ci iść nawet tam gdzie drogi nie widać, czyli jak najdalej, jak najwyżej. Prosto do nieba. Do mnie. I poza tym - klepnął mnie w kolano ze śmiechem - gdybyś wiedziała już teraz wszystko, to by ci się nie chciało uczyć. Ani wkładać wysiłku. I przede wszystkim byś tego nie uniosła. 

- Że niby będę miała przerąbane? - spojrzałam Bogu prosto w oczy. Jasne i zielone. Rozbawione. 

- Nie to miałem na myśli. Nie stworzyłem cię przecież na moje pośmiewisko, ale na podobieństwo - sprzedał mi kuksańca. Zastanowiłam się... czy wypada oddać Bogu? 

Roześmiał się.  I tak wiedział, co sobie pomyślałam. 

- Chodzi o to, że wszystko przez co przechodzisz, czego doświadczasz, przygotuję cię na ... no wiesz, jak w grze, na wyższy level. Inaczej byś nie wiedziała co zrobić nawet z największymi błogosławieństwami, jakie mam dla ciebie, mała.  A tak... Kroczek po kroczku. Rozwijasz się.  Otwierasz serce, zamykasz buzię. Mówisz mniej, rozumiesz więcej. Umiesz to lepiej wykorzystać, docenić. Im bardziej myślisz, że nie masz, że tracisz, tym bardziej doceniasz. Rozumiesz? 

- Tak. Rozumiem. I tak myślę... Ciebie to Boże bawi? Takie obserwowanie jak my się tu, na ziemi, szarpiemy sami z sobą? 

- Czyli nie zrozumiałaś - uniósł brwi i znów się roześmiał. - Karol. .. otwórz tę głowę. Bóg do ciebie przemawia. Dałem wam rozum i wolną wolę. I kupę talentu. I misję życia. Czyli taki... pakiet startowy. Co z tym zrobicie, zależy od was. I wierz mi lub i nie, wcale mnie nie bawi jak się szarpiecie. Ale macie rozum. Ja się nie mogę wam ciągle  w paradę wtarabaniać. Wyobraź sobie, że dostajesz ode mnie na przykład... samochód. A potem ciągle ci mówię jak masz prowadzić i wyrywam kierownicę. Oberwałbym.

- Zdecydowanie. Prosto w czoło - w końcu się uśmiechnęłam.  

- Tak myślałem. A wracając... za to cudownie się obserwuje jak ktoś próbuje, rośnie, dojrzewa, pokonuje przeciwności i staje się taki no... taki serio na moje podobieństwo. Taki nie do pokonania. Jak skała. Twórczy. Uważny. Taki że coś z niczego...  Za to przykro się patrzy na tych, co dali się pokonać.  Umierają za życia. Niszczą samych siebie. Organizmy ultradoskonałe, a żyją tak zachowawczo, by przypadkiem niczego doświadczyć. By przypadkiem nie zabolało. Marnują potencjał. Jak w pełni zatankowany samochód co nigdy nigdzie nie pojechał. 

-  A co z tą misją życia? Wiesz ilu ludzi nie ma pojęcia po co tu jest? Ja się przynajmniej trzy razy w tygodniu zastanawiam...

-  Jak to? Przecież już ci mówiłem -  Bóg włożył sobie do ust chyba ósme już ciastko z kremem. Boski był w tym swoim nieumiarkowaniu. I zdecydowanie byłam w tym do niego podobna. - Obserwuj - rzucił pomiędzy kolejnymi kęsami. 

- Kogo?

- Siebie. Co kochasz robić? Co robisz z  przyjemnością  nawet jeśli jesteś zmęczona? Co sprawia, że zapominasz, że czas leci? Wiesz już? 

-No... no wiem - rzuciłam.  - I że to jest niby mój życiowy cel? - dolałam sobie kawy. Bez kofeiny nie nadążałam za Wszechmogącym. 

- Nie! Nie to. Cel jest zawsze ten sam: zostawić wszystko lepszym niż zastałaś. A to co kochasz robić to wskazówka. Musisz po prostu zastanowić się  jak wykorzystać to by zmieniać rzeczywistość na lepsze. Kochasz mówić? Zostań mówcą motywacyjnym. Gotować? Otwórz knajpkę. Zatrudnij tych, co nie mają pracy. Naucz gotować. Śpiewać? Obudź serca i dusze tą muzyką. Zawsze zauważaj człowieka obok siebie. Ecce homo, pamiętasz? Ten człowiek to ważna figura. Gdyby nie była, to swojego syna bym wysłał w mniej ludzkiej, mniej zniszczalnej postaci. Ale ludzka postać to najlepszy nauczyciel i punkt odniesienia. Bez niego żaden z twoich talentów by nie miał znaczenia. Nie mogłabyś wszak zweryfikować ich wartości. Rozumiesz teraz?

- Rozumiem - przytaknęłam. - Choć nie wiem, czemu musiałeś wymyślić to wszystko tak pokręcone... skomplikowane... 

- Ha! To jeszcze jest proste! Gdybys posiedziała chwilę w mojej głowie, to byś wiedziała co to znaczy chaos. Jestem początkiem i końcem. A na początku był.... no co? CHAOS. A poza tym to ja stworzyłem fizykę kwantową, sama pomyśl... 

- A ja slyszałam, że na początku było słowo. 

- Też prawda. Słowo to było to, co składa chaos do kupy. Dlatego zawsze, gdy czujesz się pogubiona, nazwij rzeczy po imieniu. Zidentyfikuj. Zapisz. Poukładaj. Poporcjuj. Ja tak stworzyłem świat, mała... słowo staje się ciałem.  Słowa stwarzają rzeczywistość, organizują ja. Toteż uważaj co mówisz, bo lubisz mówić. 

- Ano lubię.  Mam to po tacie - zaśmiałam się tym razem ja. 

Sięgnęłam po ciastko i odwróciłam się w jego stronę, by zadać jeszcze jedno pytanie, ale już go nie było. Jak się pojawiał, tak z znikał. Choć w zasadzie... to zawsze był. Tylko ja nie zawsze miałam czas by z nim usiąść przy kawie, zatrzymać się na  chwilę, wyciszyć  i posłuchać co ma mi do powiedzenia....


Komentarze