MAREK I DEBOŁ, CZĘŚĆ I

Napisałam opowieść o moim tacie, przewodniku górskim, który oszukał diabła. Temat mi się... przyśnił w noc sylwestrową. Wstałam w Nowym Roku i zaczęłam pisać. 

I jeszcze obiecana tacie memu (jedynemy zresztą, toteż ulubionemu) ilustracja - Marek i jego markowy już spokój. I diabeł. Nieco wqurwiony, bo mu ktoś znaki poprzestawiał...



A było to tak.....

Stała sie rzec straśno. Co tu duzo myślej? Spotkoł Marek debła przy kaplicce w Wiśle.

Diabeł: - Modlisz się?
Marek: - E... Casym....
D: - A cóż to masz w ręce?
M: - Aparat. Zdjyńcia robie Nojświytnsej Paniynce.

Skrzywił się tyz Deboł, ale widzi naroz, kogo to przypadkiym tu w tej Wiśle znaloz. Przewodnik! Prowdziwy!
Góral jak sie patrzy. Twardy jak te skały. Nado sie do pracy.
Trzeba go tyz ino jako przekabacić, coby chcioł z nim godaj. Nie bydzie inacyj!

D: - Jam z daleka przybył. Po świecie jeździłem, ale też się cieszę, że tutaj przybyłem. Firmę mam, interes międzynarodowy. Podróże, wycieczki, wie pan - tak w dwie słowy... może by pan dał się mi zaangażować? Widzę, że pan może pomóc wywindować
moje interesy tutaj też, lokalnie. Pan jest jakby swój chłop, mówiąc kolokwialnie.
Gdyby pan się zgodził, ja umowę spiszę. Jeszcze dziś załatwię!
Ale... cóż ja słyszę? Pan się śmieje? Ze mnie? Czemu?... O żesz wstydzie...
Godność ma de Mono, a korzenie w Pizie. Dom dzieci, rodzina, wszystkie interesa...

M: - A jo zek jes Marek - klepnął w ramię biesa, pod nosem się śmieje.
D: - Cóż to? Cóż śmiesznego? Co się znowu dzieje?
M: - Podstymp twój, choć zmyślny, chyba gówno wort.
Dyć jo przeca widze, ześ ty zwykły ćort... interesów z tobą jo robił nie byde.
W piekle, choć i ciepło, cłek ta klepie biyde.
D: - Kto ci tak powiedział?
M: - A ... to wiedzom syćka. Deboł to kce cłeka nic ino wycyckać!
D: - Wycyckać?
M: - Osukaj.
D: - Jam nie oszust przecie!! Jam jest bies porządny, znany w tamtym świecie!
Wezmę cię ze sobą w czeluści piekielne. Będziesz oprowadzał dzusze nieśmiertelne.
One na początku tak trzęsą portkami, że się gubią w piekle pomiędzy kotłami.
Diabły potem tylko na nie narzekają, że chodzą byle gdzie, dupę zawracają.
Pójdziesz ty tam ze mną poprowadzić zguby. Ja ci worek złota za to dam
i gruby od pieniędzy portfel na dokładkę. Auto?Willę? Co chcesz?
M: - Skońc tom głupiom godke. Jo nic z tego nie kcym. Rower mom i góry. A za duzo złota w dusy robi dziury.
D: - Ech... to co byś myślał?
M: - Zrobiemy zawody.
D: - Jakie?
M: - Zaroz godom. Widzis hań ty krowy? Ponad nimi piyknie widaj tyz Baraniom. Tyn wygro, co piyrsy dzisiok wyjdzie na niom.
Deboł myśli: proste!!! Rynce kontent zatarł.
M: - Warunek jes jedyn: idymy po ślakak.
D: - Po którym?
M: - Niebieskim. Spod Fojtuli ino. Kie pójdzies inacyj, przegros, ty gadzino.

Deboł kiwnął głową. Leci! Traci buty! A Marek powoli - poseł se na skróty.
Wyseł se na ściyzke ka som drogowskazy. Łobrócił, przestawił syćko ze dwa razy.

Poseł dalij. Z drzewa znak ślaku zeskroboł -
- Bydzies ty se deble do rana główkowoł!
Myślis, zem przewodnik, ale nie wiys przecie, ze jo tyz jest znakorz.
Po tym górskim grzbiecie nie roz zek z farbami sie tu naturbowoł.
Ślak znom jak dom własny - jo zek go malowoł!

Idzie pewnie drogom, przed siebie poziyro, juz jest przy Kaskadzie.
Był tu przecie nie roz. Cyknoł pare fotek, kanapkom zagryzo -
- Ty se bydzies deble pazury uobgryzoł!
Idzie dalij, śpiywo, juz przy Rezerwacie. -
- Teroz mozes deble zaconć robić w gacie!
Poseł jesce w góre, hań, juz wieże widaj.
Przysed piyrsy, sapnął - tak trzeba wygrywaj.

Przysiod na ławecce, po brzuchu sie gładzi: - Nie bydzies mie deble do piekieł prowadził!
Jo zek jest przewodnik skutecny piekielnie. Debła na manowce wyprowadzym dzielnie!
Goni deboł w kółko, po głowie sie dropie, a Marek juz piwko pije na Przysłopie.

Błąko sie deblisko, w krzokach kajsik krzycy, ze go wydutkali chłopcy przewodnicy.
Casym go ta słychaj, jak klnie pod drzewami.
Mógł ześ nie zadziyraj deble z górolami! 
Ps. Tak nawiasem, mój tata to na serio przewodnik górski. Bardzo dobry. I w dodatku robi piękne zdjęcia. Sami zobaczcie:

Komentarze