Blask był mój


Rozczarował mnie. 

Myślałam, że to źle.

Lecz potem zrozumiałam, że prezent otrzymałam.


Dostałam rozczarowanie— dar, co wnosi zamieszanie w zastany porządek rzeczy: przestałam sobie przeczyć.


Otworzyły się oczy moje, co widziały, 

a nie chciały uwierzyć. 

Serce przestało bić na umór, że bez niego nie może przeżyć. 

Odwinęły się sprawy z różowych oparów bzdur, które mi ciągle wmawiał, 

budując mur pomiędzy duszą mą a rozumem...


Gardziłam tłumem, co kpił, bo widział, jaki on był

— narcyz, co kusi złotem, by otruć potem.


Lecz to, co w nim tak świeciło, to nie był on, a moja miłość. To ona oblekła go w to, czego nie miał, 

to ona sprawiała, że kręci się ziemia jakoś tak szybciej, gdy był obok mnie. 

A w brzuchu stado motyli też…


Lecz potem... rozczarował mnie. 

I choć myślałam, że to źle, 

to prędko zrozumiałam, że siebie odzyskałam.


Opadły piórka, które nosił, wyblakły prawdy, 

co je głosił. 

Cały wydawał się nijaki, niby ten sam, 

a jakiś taki...


Świecił światłem duszy mojej, nie swoim, 

jak księżyc, co kradnie 

słońca promienie, by istnieć godnie. 

Bez nich wygląda nieładnie.


Rozczarowanie bolało, lecz zwróciło mi wzrok, ze złudzeń mnie odarło, ujawniło mrok 

i wszystkie te rzeczy brzydkie, 

których widzieć nie chciałam, a które tłumaczyłam, chłonęłam, zamiatałam...


Odszedł do innej, zamknął drzwi, 

zostawił wszystko z napisem "my". 

Zaczął na świeżo, z czystą kartą, 

jak biała chmura na wiosennym niebie. 

Lecz karta ta czysta być nie mogła, 

wszak w przyszłość swą zabrał i siebie...


Założył uśmiech numer sześć, by inną przyciągnąć i ją zwieść. 

I ona pomyślała, że prezent otrzymała, 

lecz potem zobaczyła, że 

nie wszystko złoto, co świeci się...

Komentarze