Słowa, które piszą nasz los.



    Byłam nadpobudliwa – tak mówili. Zawsze miałam za dużo energii (jak na ogólnie przyjęte standardy). Nie umiałam usiedzieć spokojnie, czy skupić się na dłużej. Wierciłam się, podskakiwałam. Łapałam mnóstwo srok za ogon i robiłam wiele rzeczy naraz. Wyobraźcie więc sobie reakcję moich bliskich, gdy pewnego dnia poinformowałam ich, że będę się uczyć grać na skrzypcach. Taki wymagający instrument, prawda? Trzeba dyscypliny, codziennych, żmudnych ćwiczeń. Skąd u dziecka z taką osobowością taki pomysł? Jakim cudem będzie ono w stanie to zrobić – na pewno przyszło im to na myśl, co nie? Bęben se kup i po nim wal, a nie skrzypce – może nawet poszli w tym kierunku. Na moje szczęście nie nakarmili mnie tymi wątpliwościami. Nie wiedziałam, że jestem za mało skupiona i zbyt nadpobudliwa, by się nauczyć, więc uczyli mnie, wspierali, a ja się… nauczyłam. Mało tego, grałam potem przez całe lata, podróżując z moimi zespołami. 

 

Jest taka siła, która kieruje nami w życiu. To ona sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy, że robimy to, co robimy i dokonujemy danych wyborów. Moglibyśmy sądzić, że to kwestia naszych preferencji. Tego chcesz? No to to zrób. Tamtego nie chcesz? To tego nie rób, nie wybieraj. Brzmi prosto, prawda? Ale to błędny trop, bo punkt wyjściowy naszych decyzji i zachowań nie tkwi w tym czego chcemy, ale znacznie głębiej.

 

Czyli gdzie? Źródłem naszych wyborów nie jest to, czego chcemy, ale to kim… jesteśmy. Nie ma bowiem potężniejszej siły napędowej wewnątrz nas niż instynkt przetrwania oraz potrzeba spójności naszych zachowań z tym, co o sobie myślimy (nawet jeśli dzieje się to na poziomach podświadomych niestety). Podążamy więc za naszą tożsamością. Tym, jak siebie definiujemy. Stąd jedynie krok do tego, jak ukształtuje się nasza osobowość. A nasza osobowość nadaje kształt naszej rzeczywistości. Chcesz zmienić swą osobistą rzeczywistość? Najpierw zmień osobowość. 

 

Przykład?

Mamy dwie osoby, A oraz B, a każda z nich definiuje siebie inaczej i karmi się odmiennymi przekonaniami. Popatrzmy:

 

A.

• Nie lubię się kłócić

• Ćwiczę, lubię się ruszać

• Kocham zwierzęta

• Jestem osobą sukcesu, uda się mimo przeszkód

• Jestem zwycięzcą – mimo wszystko

• Bywam zmęczony 

• Działam mimo strachu

• Umiem kontrolować to co jem

• Biorę odpowiedzialność za swoje czyny

B.

• Wszyscy się czasem kłócą

• Ćwiczenia to nie dla mnie

• Nie znoszę zwierząt, śmierdzą i brudzą

• Nigdy nic mi się nie udaje, nawet nie będę próbować

• Jestem ofiarą. Wszystko mi się przytrafia…

• Nie mam na nic siły

• Boję się, strach mnie blokuje

• Ja to zawsze zajadam stresy

• Wiesz, że to twoja/ich/jego/jej wina…

 

Osoba A będzie dążyć do rozmowy i kompromisu. Osoba B postawi sprawy na ostrzu noża, byle wyszło na jej. Osoba A będzie się starać, będzie próbować. Upadnie? To się podniesie.  Popełni błędy? To je naprawi. Nauczy się czegoś przy okazji, a może i pomoże innym zbudować samych siebie. Osoba B niewiele zrobi, dużo się nagada, obwini wszystko i wszystkich wokół by wyjaśnić bardzo dokładnie, dlaczego się nie da. Bo „hehehe, tak już mam, wiecie, ten świat taki ciężki, a ludzie to już w ogóle. O moich chorobach i problemach to już nawet nie wspomnę…”. 

 

Osoba A ugotuje obiad, zje, pójdzie na spacer. Nakarmi psa, kota, może nawet takiego adoptowanego. Ptakom w zimie wystawi karmnik. Pomoże innym. Osoba B kupi sobie burgera i frytki, usiądzie przed TV, obejrzy wszystko co leci, późno się zrobi, więc się nie ruszy, a zresztą plecy bolą, kolana jakieś takie zastałe (bo mają się magicznie rozruszać na tej kanapie). Kupi sobie gacie o rozmiar większe. Podjedzie do sklepu na rogu samochodem, bo za daleko by iść nogami. Przełknie kolejną tabletkę na cukier. Przeje pączkiem. Z psem nie wyjdzie bo psy śmierdzą, gryzą. Koty są fałszywe. Ptaki drażnią, spać z rana nie dają. Ludzie sami sobie są winni, że są w ciężkiej sytuacji (osoba B jest wyjątkiem od tej reguły). W ogóle wszystko to takie jakieś popieprzone…

 

Moje pytanie: z którą z tych osób chcielibyście się zaprzyjaźnić? Budować rodzinę? Iść na wojnę?

 

Inny przykład?

 

Mamy dziewczynkę. Powiedzmy, że Zosię. Chciałaby zostać lekarką. Bardzo chce. Tak bardzo, że ćwiczy codziennie, leczy lalki, osłuchuje misie, przymierza kitel dla dzieci. Czuje się lekarką. Ale ma wokół ludzi, którzy tego nie czują i mówią – aaa, ona to nie ma cierpliwości. Zaczyna i nie kończy, a na medycynie to trzeba się uczyć latami, mieć dyscyplinę, a ona nie ma. Takie studia to kosztują, a my to nie bardzo mamy pieniądze, wiecie, nasza rodzina do zamożnych nie zależy. Ciężko się dostać. Większość się nie dostaje. Trzeba w łapę dać. Życia prywatnego taki lekarz nie ma, wszystko trzeba poświęcić. Zosia staje się Zofią. Do szkoły chodzi, maturę będzie miała niedługo, ale nie z chemii, nie z biologii, by zdawać potem na medycynę. A wiecie dlaczego? Bo Zofia wie, że i tak by się nie dostała. Bo większość odpada w przedbiegach. A potem to tyle nauki, cierpliwości, dyscypliny, a ona jej przecież nie ma. Nie kończy tego, co zaczyna. „Tak już mam. Taka już jestem…” – rzuca z głupawym uśmiechem, by samą siebie usprawiedliwić, dlaczego postanowiła zdawać na księgowość. I żeby nie było – nie ma absolutnie niczego złego w byciu księgową. Nie o to tutaj chodzi. Chodzi o to, że mała Zosia chciała być lekarką. Ona już nawet nią była – w sercu, w głowie – ale potem inni ją przekonali, że nią nie jest, więc nią nie została.

 

Ewentualnie w drugą stronę. 

Chłopca mamy, dajmy na to, że Piotrka. Urodził się z wadą serca. Od dziecka szpitale, operacje, obserwacje, leki, zabiegi, diety, ograniczenia. Skrajnie zaopiekowany i wychuchany, ale on… kocha sport. I mówią mu wszyscy wokół – z dobrego serca i troski najprawdopodobniej – uważaj Piotruś. Nie skacz, nie biegaj, nie stresuj się, nie przeciążaj. Nie będziesz atletą, oj nie będziesz. Może ogrodnictwo? Golf może? Chory jesteś, wiesz. Trzeba się pogodzić. Słaby jesteś. Nie masz siły. Długo to on żył nie będzie (to z kolei za jego plecami mówią). A tu Piotrek się zawziął. Gra w tę piłkę. Bo on wie, że jest silny. Gdyby nie był, to by nie dożył do kolejnego treningu. Wie, że ma potencjał. Kocha tę piłkę kopać, obmyślać strategie, ćwiczyć technikę. On jest piłkarzem. Leki bierze. Odpoczywa. Ma etapy takie, że nie może grać, ale potem znów próbuje, i znów. Dorasta. I dorosły już Piotr szuka specjalisty od kardiologii sportowej, by go prowadził. Ćwiczy dalej. Decyduje się na wszczepienie defibrylatora. Krok to potężny, ryzykowny i Piotr by się może nawet nie zdecydował, ale wiecie, on wiedział, że jest piłkarzem. Tak mu podpowiadało serce. Bo choć chore, choć z wadami – tyle wiedziało od początku, a on posłuchał. I gra.  Bo jest piłkarzem.

 

Inne przykłady?

Powiedzmy na przykład zagorzałej feministce, która wierzy w to, że nie potrzebuje mężczyzny do szczęścia, że powinna poszukać sobie męża. Bo tak jej będzie lżej w życiu, bo sobie bez niego nie poradzi (ojojoj…) albo i zostanie sama ze swoimi kotami na starość. Co taka kobieta zrobi? Wyśmieje nas albo i się na nas obrazi. Wytłumaczy nam, o ile mniej ma stresu, roboty i hałasu wokół siebie bez mężczyzny. A potem nam pokaże, ile ma pieniędzy na koncie, takich własnoręcznie zarobionych. Bo realizuje siebie, swoje pasje, marzenia. I tak w ogóle to koty kocha. Nie pyskują, nie kłamią, nie zdradzają, nie odchodzą do innych, nie rzucają brudnych skarpet na podłogę. Czasem im się zdarzy na tę podłogę narobić, ale jak się je dobrze z kuwetą przetrenuje, to się uczą i więcej nie brudzą. A facet? To już inna historia…

 

Powiedzmy góralowi, który definiuje siebie jako osobę związana z górami, ze swymi korzeniami, zwyczajami, że tradycja jest nieważna. Że to, skąd się pochodzi, to nie ma żadnego znaczenia, że najlepiej by było zunifikować wszystko, by zminimalizować liczbę konfliktów powstających na tle kulturowym. Powiedzmy to a potem i nauczmy się prędko biegać. W przeciwnym razie możemy skończyć z ciupagą wbitą w zadek…

 

A jeśli Polakowi, który kocha wolność, nakażemy teraz mówić w innym języku i uznać czyjąś obcą władzę, to prędko się przekonamy, skąd się wzięły podziemne szkoły, tajne komplety i zbrojne powstania. Bo on wie, kim jest. Politycy swoje, a on swoje. I tak od wieków.

 

Mogłabym jeszcze wiele przykładów opisać, a wnioski będą te same: jeśli uwierzymy, że kimś jesteśmy, że jacyś jesteśmy, to tak będziemy się z zachowywać.  Jeśli chcemy coś zmienić w naszym życiu na stałe, musimy zmienić to, jak siebie postrzegamy i definiujemy, czyli naszą tożsamość. Tylko wtedy nasz mózg, nasze emocje, nasza cała neuro–chemia dostosuje się do tej wizji. Ciało nie walczy z tym, w co wierzy głowa (spytajcie kobiet, które doświadczyły ciąży urojonej).

 

Niestety, często definiujemy siebie poprzez słowa, które kiedyś usłyszeliśmy – może w dzieciństwie, kiedy byliśmy najbardziej chłonni na opinie i ich nie kwestionowaliśmy? Albo w momentach kryzysu, gdy potrzebowaliśmy zrozumienia i wsparcia, a dostaliśmy osąd? I on się sprzęgnął wówczas z tym, co w ciężkich momentach o sobie myślimy (czyli zazwyczaj nic pozytywnego) i tak już z nami został – jak nadprogramowe kilogramy, które przygniatają naszą duszę do podłoża, na którym należy stać twardo i stabilnie (i nie inaczej).

 

Nic z ciebie nie będzie. Jesteś za słaby. Głupi jesteś. Niegrzeczny. Niedobry. Pokraczny. Co się garbisz? Czemu się wiercisz? Wszyscy mężczyźni zdradzają. Wszystkie kobiety manipulują.  Muzyk to nie zawód, to hobby. Tylko ci, co ciężko pracują, do czegoś dojdą. Jesteś leniem. Nie umiesz się poruszać. Nie umiesz śpiewać. Za wolno czytasz. Brzydko piszesz. Nigdy tego nie pojmiesz. Jesteś za chuda. Jesteś gruby. Nikt ciebie nie będzie chciał.

 

Brzmi znajomo?

Nosimy takie bzdury w sobie i całe życie, robimy na nie miejsce w naszym wewnętrznym systemie, nie rozpoznajemy ich jako ciał obcych, z zewnątrz, myślimy, że to nasze i… staje się to częścią nas i potem rzeźbi nam życie. Przetwarzamy w głowie, w duszy, w ciele. Mózg tylko słucha i się dostosowuje... cała nasza biochemia, cały nasz kosmos wewnętrzny za tym podąża.

 

Teraz pomyśl: co ciebie najbardziej blokuje? Czy naprawdę jesteś tym, kim mówili, że jesteś? Co myślisz i mówisz o sobie samym? Czy twoja osobowość cię ogranicza? W kogo byś się musiał przeobrazić, by osiągnąć to, czego naprawdę chcesz?

 

Bo ja, wyobraźcie sobie, wiem, że jestem przyszłym papieżem. Zamierzam nim zostać, przygotowuję się do tej roli, przemyśliwam ją regularnie. Piszę swoje kazania (również regularnie). I choćby cały świat na mnie pokazał palcem i stwierdził, że zwariowałam, ja odpowiem – bardzo możliwe, ale ja nadal będę pisać. Być może świadczy to o tym, że jestem raczej pisarką… no ale przecież od pisarza do papieża, który dociera do ludzkich dusz – jest tylko krok.

 

Także tego…

____________________

👉In English / po angielsku:

https://k-kreative.co.uk/f/the-words-that-write-our-lives

 

Komentarze