Jestem aniołem — gdziekolwiek mnie poniesie.
Podnoszę tych, których nie dźwignie przecież
nikt o zdrowych zmysłach,
a ja wierzę i tak, że moja obecność może zmienić świat…
Że w mikrokosmosie czarnym od zmartwienia mogę być iskierką,
momentem wytchnienia.
Uchem co wysłucha, oczami co widzą,
kimś kto sprawi, że ludzie ludźmi się być nie wstydzą.
Martwić się — to nie sztuka, zwiesić ręce obie, rzec:
“Mam swoje trudy i cudów nie zrobię”.
Chodzić tak po świecie, pokazując wszystkim,
że tu ciężko, szaro, może koniec bliski,
rozsiewając krople energii, co dusi.
Owszem — być aniołem? Do tego nie zmusi
przecież żadna siła —
choćby nas bezsilność od środka kruszyła.
Bo są różni ludzie. Czasy grube, chude.
Lecz czy nie wiesz może, że TY jesteś cudem?
Możesz być, gdy zechcesz. Jeśli się wysilisz. Możesz zmienić czyjeś życie w jednej małej chwili…
Bo wiesz, my to często ludzi omijamy. Udajemy, że nie wiemy,
że nie dostrzegamy.
Póki są — ich życie jakoś nam umyka.
Budzimy się wtedy, gdy nam człowiek… znika.
Gdy ktoś nam odchodzi, wzrok nam się wyostrza.
Każda chwila — pożegnaniem, każda czynność prosta, która wcześniej była nie do przeskoczenia.
Teraz jakoś doceniamy zwykły sens istnienia.
Zamieniamy się w miłość by nadrobić czas, kiedy ktoś był z nami, a nie było nas.
Gdy ktoś jest i jest… już go nie widzimy.
Zamykamy serce, może się kłócimy
o ostatnie słowo, o rację z człowiekiem,
Płaczemy nad sobą i rozlanym mlekiem.
Jakby jego obecność nie była prezentem .
Dajemy niewiele, a żądamy więcej…
A racja? Smakuje ale krótko nieco.
Gniew wpada na chwilę, potem lata zlecą
nim człowiek poskleja to co gniewem zniszczył.
Zemsta? Karmi ego. Siła? W duszy świszczy
niczym wicher głupi, co nie wie, po co wieje,
a zaburza ogląd.
Czasem się szaleje od władzy nadmiaru, pieniędzy, czy sławy.
Ale w duszy pusto, i przeszłości zjawy…
Znowu uśmiech wysłany w czyimś kierunku
najcenniejszym bywa z wszystkich podarunków.
Bo uśmiech mówi:
“Ja ciebie dostrzegam.
Widzę, że istniejesz”.
I więcej nie trzeba
by wyciągnąć kogoś z pustki, w której czuje,
że chyba nie żyje, chociaż funkcjonuje.
Że nikt go nie widzi, nikt już nie dba wcale.
Więc ja się uśmiecham — zawsze i wytrwale.
No i serca mam też więcej niż rozumu.
Nie chce być częścią tłumu, który przechodzi
i zakłada, że miłość się sama wydarzy
— sama się sieje trawa.
Miłością trzeba… być.
Aktywnie i na przekór
wszystkiemu, co ucisza serce w nas.
W człowieku.
Dlatego jestem aniołem gdziekolwiek mnie poniesie. Mam uśmiechów w zanadrzu więcej niż drzew w lesie.
I kocham na wyrost, dbam na za chwilę.
Wszystkiego nie zrobię, ale zrobię tyle ile jestem w stanie…
Pytam gdy nikt nie pyta.
Idę wszędzie tam, gdzie ci, co mieli kochać, narobili ran.
Sprzątam, reperuję i łez się nie wstydzę.
Moja magia się zaczyna od słów:
“Ja cię widzę”.
Dziś jestem aniołem — bo komuś brak siły,
bo czyjeś nadzieje znów się nie spełniły.
Więc bądź dzisiaj światłem — i nie licz na sny…
Może jutro anioła szukać będziesz… Ty?
🇬🇧In English:
https://k-kreative.co.uk/blog/f/the-winged-one

Komentarze
Prześlij komentarz